wtorek, 29 października 2013

Halloweenowy zawrót głowy.

Zapierałam się rękami i nogami, że nigdy, przenigdy, to nie nasze Święto, nie zgadzam się, aby wiodło prym również w Polsce. W zeszłym roku poczułam się zażenowana, gdy otworzyłam drzwi (w bloku) przebierańcom i usłyszałam "Cukierek albo psikus!". Na szczęście miałam w szafce jakieś ciasteczka i im dałam. Tak, widziałam na ich twarzach rozczarowanie, że to nie były pieniądze.





Ale trzeba iść z duchem czasu. Tej spirali nie da się zatrzymać, rynek halloweenowy rośnie, tak samo jak i moje dziecko, które kiedyś pójdzie do przedszkola i pewnego październikowego popołudnia mi powie, że musi się przebrać za stwora albo przynieść dynię na zajęcia. Mimo że to się kłóci z moimi przekonaniami już w tym roku zaczynam szlifować umiejętności, co by swoim beztalenciem wstydu dziecku nie przynieść, a podobno praktyka czyni mistrza.

Oto moja pierwsza dynia:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz