czwartek, 29 sierpnia 2013

W życiu bywa różnie, ale z każdym problemem trzeba się zmierzyć z uśmiechem!

Odpuściłam sobie ostatnio zarówno bloga jak i stronę. Pan Mąż był na urlopie, więc i tematów do marudzenia nie było. Teraz znów wysłano go na poligon, więc można ino coś skrobnąć. Problem tylko taki, że nie mam czasu ani myśleć, ani tęsknić. Dzieci brata potrafią tak człowieka wymęczyć od rana do wieczora, że na prawdę nie ma się nawet ochoty na żadne nocne rozterki, bo co się przyłoży głowę do poduszki to się momentalnie zasypia. Dziś jednak już jest lepiej. Przestawiam się na nowy tryb dnia i nocy, więc... o proszę, już grubo po północy, a ja wciąż tutaj jestem.

A oto, co mam dziś do powiedzenia.
Całe życie, no dobra, nie całe - połowę mojego życia, właściwie to tę przysłowiową "mniejszą połowę" (która z matematycznego i logicznego punktu widzenia - nie istnieje) robiłam dobrą minę do złej gry. Aż dziw mnie bierze, że byłam w stanie tyle przetrzymać mając tyle lat, ile miałam, nie załamać się i nie pyrgnąć tego wszystkiego w kąt. Mało tego, zawsze (nie licząc pojedynczych załamań z powodu gorszych dni) miałam optymistyczne nastawienie. Poza pierwszym miesiącem wspólnego mieszkania. Wtedy pomyślałam, że te kilka lat żyłam w błędzie i życie właśnie weryfikuje nasze uczucia. W najgorszym momencie uznałam, że to jednak nie to i nie chcę być z tym człowiekiem. Na odległość było dobrze, ale kiedy przyszło nam razem żyć to nie potrafiłam. Czułam, że to nie to. Udało się jednak przetrwać i niedawno minęło (tak na oko) 5,5 roku jak już mieszkamy razem. Jakoś nie jestem w stanie wątpić czy załamywać się z powodu sytuacji, na pierwszy rzut oka, bez wyjścia. Jakbym miała określić swoje podejście do życia to napisałabym "co ma być, to będzie" i "będzie dobrze, damy radę". Tą pewność chyba daje mi rodzina. Mam oparcie w małżonku, choć nie zawsze daje mi to odczuć. Tak jak każdy i my mamy różnego rodzaju problemy. Te mniejsze jak i te większe, ale poradzimy sobie, bo mamy siebie, tego jestem pewna. W myśl tekstu piosenki "mamy tylko siebie, wielką mamy moc". Nawet patrząc w lustro nie załamuję się (chociaż powinnam...).

I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Kochajcie się, bądźcie razem i rozmawiajcie ze sobą. Wzajemny szacunek, zaufanie, przyjaźń i namiętność to fundamenty udanego związku.

sobota, 3 sierpnia 2013

Mazury Air Show 2013, Port Giżycko - Lotnisko Kętrzyn Wilamowo.

Dziś wybraliśmy się na Mazury Air Show. W zeszłym roku również tutaj byliśmy, ponieważ co najmniej raz w roku musimy odwiedzić jakąś imprezę lotniczą. Jeszcze do niedawna jeździliśmy pod Warszawę do Góraszki, ale niestety ten Piknik nie jest już urządzany. A szkoda, uwielbiałam tam jeździć, była to chyba jedna z największych (jak nie największa) taka impreza w Polsce.

Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy był port w Giżycku. Tutaj odbywały się wszystkie pokazy lotnicze i akrobacje. Zdjęć z tego nie mam. Uznałam, że to i tak nie ma sensu, ponieważ fotografie nie oddadzą tego wszystkiego. Chwilę postaliśmy i oglądaliśmy, jak piloci wykonują beczki i inne figury w powietrzu. Później, to co mnie najbardziej interesowało, MOPR prezentował, jak wyglądają akcje ratunkowe w wykonaniu śmigłowca i motorówki. Naprawdę ciekawe widowisko, serdecznie polecam i zapraszam za rok. Wszystko to (podobnie jak w Góraszce) komentował znany nam z teleturnieju "1 z 10" Tadeusz Sznuk.

Kolejnym punktem naszej lotniczej wyprawy było lotnisko Wilamowo koło Kętrzyna. Tam już wykonaliśmy kilka zdjęć. Nie było zbyt wielu charakterystycznych maszyn. Strasznie ubolewamy nad tym, że nie biorą w niej udziału maszyny historyczne (np. do Góraszki przylatywał z Wielkiej Brytanii Spitfire w malowaniu naszego polskiego asa Jana Zumbacha). Tutaj stawiają głównie na pokazy wyczynowe i grupy akrobatyczne. Nie przeczę, że to robi wrażenie, ale ubolewam nad brakiem historii.