czwartek, 5 września 2013

Problem leży głębiej.


Zbyt dramatycznie zabrzmiałoby zdanie "nie wiem czy następny poligon bym przeżyła", więc go nie użyję, bo to mnie przecież nie zabije, na pewno nie fizycznie. Słowo "zabić" też jest zbyt śmiałe, więc powiem tak: dobrze, że to już ostatni poligon w Drawsku w tym roku, bo bym się wykończyła psychicznie. Ja, jak to ja - przetrzymam. Wytrzymałam kiedyś te kilka lat i chodź dziś mam z tego tytułu uraz - wytrzymam, ale serce mi się kraja i ból jest co najmniej dwa razy silniejszy kiedy widzę, że Kobietka cierpi równie mocno jak ja i sama się męczy popłakując całymi dniami (przed spaniem, po spaniu i przez sen też), a najchętniej by w ogóle nie opuszczała moich ramion. Jesteśmy poza domem, znowu w obcym miejscu, znowu co kilka dni gdzie indziej, a tatusia już tyle czasu nie ma. Wszystko, można by powiedzieć, obce. Następnym razem już jej tego nie zrobię i zostaniemy w domu, chociaż takie poczucie bezpieczeństwa jej pozostawię. Najgorsze, że nie możemy wrócić w każdej chwili, bo samochód stoi rozebrany u lakiernika, a potem będzie stał u mechanika.

"Zdiagnozowano" u mnie (oczywiście nie przez lekarza) stany depresyjne i początki depresji. No proszę... a z czego ja się mam cieszyć i może jeszcze mam biegać cała w skowronkach, skoro człowiek jest przybity i wymęczony tyloma sprawami? I nie przetłumaczysz. Podobno problem leży głębiej. Nie wszędzie trzeba czytać między wierszami. Ja chcę już do domu. Tyle. Tęsknię za domem i wszystkimi czynnikami, które ten dom (zarówno w przenośni jak i dosłownie) tworzą.

Być może się to wszystko skończy w następną niedzielę. Wtedy, po wspólnym weekendzie, Pan Mąż zabierze nas do domu...