poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Kraina mlekiem i miodem płynąca.

Rok temu pewna Matka natchnęła mnie na pewien domowy wyrób. Kiedyś mój Małżonek już o nim wspominał, ale nie podłapałam tego pomysłu. W tej chwili już nie pamiętam, dlaczego wtedy nie podjęłam tego wyzwania (może już było za późno albo nie wiedziałam, skąd tyle tego wziąć). W tym roku wyszło tak, że przyjechałam do moich rodziców i kiedy zobaczyłam wielkie żółte połacie mniszka lekarskiego nie mogłam po prostu przepuścić takiej okazji, żeby nie zrobić z niego miodu (zawartość koszyka to może 1% z tego, co można tam nazbierać). W jednej chwili przypomniał mi się wpis Matki. W tym miejscu chciałam podziękować Ci Dobra Kobieto za inspirację i serdecznie pozdrowić ;) W koszyku czeka na gotowanie 2 kg kwiatów. Początkowo chciałam zrobić z kilograma według proporcji podanych przez Jaskółkę, ale się rozpędziłam. Dozbierałam pół kilograma ponieważ dzień wcześniej padał deszcz i obawiałam się, że kwiaty są cięższe niż normalnie, więc dodałam po 25 dag na porcję.
Rzeczywiście, zapach unoszący się z garnka nie jest jakoś specjalnie zachęcający do spróbowania owego wyrobu, ale da się przeżyć. Ponad to już po ostygnięciu daje się wyczuć lekką nutkę aromatu zwiastującego docelowy produkt, czyli miód. Z resztą sam wygląd nie nastraja optymistycznie i jest ryzyko zwątpienia :)


Ale nie poddałam się! Następnego dnia odcedziłam kwiaty od wywaru za pomocą ścierki i sitka, wlałam z powrotem do garnka. Wsypałam całe 4 kilogramy cukru i sok z cytryn. Zgniłozielony kolor zmienił się w ciemnobrązowy. Szkoda, że nie możecie poczuć zapachu, który teraz roznosi się po całym mieszkaniu... Pan Mąż miał swój personalny wkład i pomagał w wyciskaniu soku z cytryn.


Czekamy cierpliwie co najmniej 3 godziny... przy takim pięknym aromacie trzeba uzbroić się w cierpliwość, która (zapewniam Was) zostanie wynagrodzona przepyszną nagrodą.


Jeśli Wy również chcecie zrobić taki miód to odsyłam do wpisu Matki, który podałam na początku mojego postu :)

SMACZNEGO!!!