czwartek, 30 maja 2013

Jestem prostą kobietą, żoną żołnierza.

Do założenia tego bloga tchnęło mnie jedno wydarzenie - poligon drawski. Myślę, że wiele osób mnie rozumie, w końcu nie jestem jedyną, która została teraz słomianą wdową.
27. maja mąż wyjechał wraz ze swymi kompanami z jednostki na poligon. Nie znamy daty powrotu, ale ponoć ma to trwać około 6 tygodni. Nie minęło wiele czasu, ale wyjątkowo trudno mi tym razem się z tym pogodzić. Przecież to już nie pierwsze manewry. Początkowe lata naszego związku to była jedna wielka rozłąka, bo dzieliło nas 300 km. Jesteśmy ze sobą od 2004. roku. Pobraliśmy się w 2011. roku, a na krótko przed pierwszą rocznicą ślubu przyszła na świat nasza córeczka. Minął szmat czasu, a każde rozstanie jest tak samo odczuwalne, jak na początku. Już ominęło go pierwsze "tata" z ust naszego dziecka. Ominą go zapewne też pierwsze kroki i pierwsze urodziny, pierwszy Dzień Dziecka i Dzień Taty. Nawet moje urodziny. Ten poligon nie mógł być chyba w gorszym momencie.

Czuję się strasznie samotna, mimo że nie ma dnia, aby się jakiś gość w naszym mieszkaniu nie pojawił. Zapewne znacie ten rodzaj smutku - samotność wśród tłumu, bo nie ma tej jednej, konkretnej osoby. Próbuję z całych sił o tym nie myśleć i skupić się na gorączkującej, ząbkującej córce, ale to nie jest łatwe, bo płaczę razem z nią. Ją boli, ja jej współczuję i tęsknię za małżonkiem. Najgorsze są wieczory, kiedy nasz potomek już śpi. Nie ma do kogo otworzyć ust. Nie ma na kogo się zezłościć, że znowu nic dzisiaj w domu nie zrobił, tylko przed komputerem siedział i tęsknym spojrzeniem patrzył na pamiętniki żołnierzy z Afganistanu. On sam tam nie był. Szczęście w nieszczęściu, że nie zostałam doświadczona na tyle, aby czuć strach przed każdym opóźnieniem w kontakcie z mężem. Nie wiem jak by to mogło być, nie chcę sobie nawet wyobrażać. Był już zapisany na zmianę, nawet miał już lecieć, ale w ostatniej chwili go odwołali.

Skupiam się na pracach domowych. Zajęłam się zaległym praniem i prasowaniem, byle tylko nie myśleć. Niestety nie potrafię się wyłączyć, a sterta ubrań się kurczy. Co ja będę robić przez pozostały czas? Chyba wyjmę z szafy i wypiorę jeszcze raz. Podnoszę dumnie głowę ku górze i staję naprzeciw codziennym wyzwaniom.

Być może dramatyzuję, ale ja po prostu, po ludzku, za nim tęsknię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz